Poranne strony – czyli skończyłam drugie podejście do Drogi Artysty… i co teraz?

No właśnie, co teraz?

Od końca maja do ostatniego czwartku intensywnie przerabiałam kurs Julii Cameron. Pierwszy wpis o tym, dlaczego zdecydowałam się na drugie podejście do Drogi Artysty i jak odkryć w sobie pasję znajdziesz tu: klik.

paulauzarek.wordpress.com

Kurs trwał całe 12 tygodni. Przyznam od razu, momentami nie było łatwo. Parłam do przodu, bo niezwykle poważnie potraktowałam zadanie twórczego wyzwolenia.

Co rano wstawałam ciut wcześniej, by pisać te trzy poranne strony, co czwartek (bo zaczęłam właśnie w ten dzień) czytałam nowy rozdział i regularnie wykonywałam zadania przeznaczone na dany tydzień (nie wszystkie, ale solidną większość). Odbywałam też randki artystyczne, ale bez przekonania, więc w sumie niewiele ich było (może w kolejnej próbie się uda?).

Czy mam sobie coś do zarzucenia?

Nie, wykonałam wszystko najlepiej jak potrafiłam. Przeznaczyłam na poranne strony i zadania rzeczywiście sporo przestrzeni życiowej i czasu. Pisałam je tak jak autorka polecała, zaraz po przebudzenia. Jeszcze raz powiem, nie było łatwo. Jestem śpiochem i naprawdę ciężko było mnie przekonać do wcześniejszego wstawania. Pisanie porannych stron rano zmienia sposób, w jaki piszemy, pod wieloma względami jest łatwiej, przychodzą do nas myśli jeszcze nieuczesane, zmięte, potargane. Myśli, których nie spisalibyśmy wieczorem, zmęczeni po całym dniu.

Pierwszy tydzień poszedł łatwo, schody zaczęły się później. Chodziło właśnie o te poranki, ale uparłam się i pisałam. Czasem nie wiedziałam o czym mam pisać, czasem siedziałam przed pustą kartką i opisywałam ptaszki za oknem lub pogodę. Tak, wiem, to się czasem wydaje głupie, ale skoro postanowiłam dać kursowi szansę, trzeba było zrobić wszystko jak należy.

Teraz nie wyobrażam sobie, że mogłoby tych trzech stron nie być. Pomagają mi ułożyć myśli, balansują emocje, ześrodkowują wszystko, nakierowują na to, co naprawdę istotne. Zauważyłam też, że niektóre myśli, które pozostawiam między okładkami zeszytu, spisane dają mi spokój na resztę dnia.

Jedyne co zmieniłabym w kolejnym podejściu, to przyłożenie się do regularnych randek artystycznych (jeśli nie wiesz o co chodzi, o wszystkim opowiadam w poprzednim wpisie).

Czy otworzyłam się na twórczość?

Czasem czułam, że rzeczywiście natrafiam na opory, które nie puszczały mnie dalej. Czułam się jak Syzyf wtaczający kamień pod górę, z pełną świadomością tego, że głaz za moment stoczy się z powrotem. Jednak im mniej walczyłam z odczuciami, tym sprawniej przebiegał cały proces. Głaz dawał się wtoczyć, stawał się nawet lżejszy.

To jak pływanie w morzu: fale zatapiają, kiedy z nimi walczysz. Kiedy puszczasz wszystko wolno, dryfujesz na fali, z czasem uczysz się na niej surfować.

I co teraz?

Po 12 tygodniach Julia radzi zawrzeć ze sobą kontrakt, że przez kolejne 90 dni będę dalej pisać poranne strony i odbywać randki artystyczne. Do tego konieczne jest według niej zajęcie się jedną twórczą dziedziną, mimo, iż może ciągnąć nas do wielu różnych działań artystycznych. U mnie jest to pisanie, którym zresztą zajmowałam się przez cały ten czas 🙂

Skończyłam, poczułam z jednej strony ulgę

 

Każdy przechodzi kurs po swojemu. _DSC0341

 

Droga Artysty nie jest identyczna dla wszystkich, to chyba jasne czemu? Zajmujemy się różnymi lub podobnymi dziedzinami sztuki, mamy wysoką wrażliwość, a jednak wrażliwość ta jest tak bardzo indywidualna, że nie da się procesu przejść identycznie. Mamy różne sytuacje życiowe przez i w trakcie trwania kursu. Targają nami różne myśli, wątpliwości i emocje. Ograniczają nas różne blokady.

Jeśli więc przechodzisz, chcesz przejść lub przeszedłeś Drogę Artysty chętnie poczytam o Twoich wrażeniach! 🙂